powiem wam, że coraz trudniej mi podłapać klimat. ja naprawdę lubię ten świąteczny i przedświąteczny okres (oczywiście nie z powodu samych tych religijnych świąt, bo to mam w dupie, ale z tej czysto konsumpcyjno-komercyjnej perspektywy), ale ta pogoda wszystko rujnuje. dzisiaj sobie siedzę w robocie i myślę, że wszystko jest na swoim miejscu: choinka świeci, prezes pjerdoli jak zwykle o tej porze, że w przyszłym roku to będziemy zarabiać miliony, w radiu naparzaja "last christmass" i niby wszystko się zgadza... a potem patrzę za okno, a tam ponuralia, deszcz i ogólna bryndza. cały świąteczny klimat leci na pysk. naprawdę, mam nadzieję, że uda się coś zrobić z tymi zmianami klimatu i będziemy znowu mieli na święta normalna zimę, a nie taki syf